Czasami zastanawiam się nad sensem istnienia. Ciekawe czy to „luksus” w który został wyposażony tylko człowiek. No i taka istota głeboko rozkminiająca życie jak ja zazwyczaj znajduję odpowiedź w jednym słowie: ciekawość. Ciekawość pozwala mi na bycie podekscytowaną gdy odkryję coś, jakąś część siebie, miejsce na świecie lub jak zrozumiem coś lepiej. To pozwala mi chcieć od życia więcej i wykorzystać ten czas tutaj najgłębiej jak się da.
Weszłam na ten statek i z chwilą wyjścia z portu poczułam, że nic co ziemskie mnie nie dotyczy. Oderwana od ziemi przestałam się bać. Morze potrafi być uzależniające. Podobnie jak fale w mózgu jego stan potrafi być w synchronii ze mną, albo ja z nim. Tu nie ma lęku, bo w jakimś sensie nie ma przeszłości ani przyszłości. Tu jest tylko tu.
Nawet gdy wychodzą Twoje demony to wiesz, że tylko tutaj możesz z nimi porozmawiać i jak zejdziecie ze statku to Wasza relacja nie będzie już taka sama.
Zastanawiam się na ile mamy wpływ na wydarzenia w naszym życiu, na ile pewne zdarzenia są przypadkowe, a na ile coś większego i silniejszego od nas podrzuca nam pod nogi okazję ze znakiem zapytania: i co z tym zrobisz teraz?
Ta wyprawa to składowa wszystkich w/w zjawisk. Najpierw sama zaproponowałam realizację ujęć do mojego projektu ekologicznego „Opowieści Matki Ziemi” Marcinowi Węsławskiemu, dyrektorowi IOPAN Sopot, a potem propozycja wpadła do mnie tydzień przed rejsem… Miałam zupełnie inny plan na ten czas, ale trzymanie się planu, który wydaje się być zdecydowanie mniej wnoszący w moje życie wydaję się być po prostu głupotą.
Czasami wchodzimy w jakieś doświadczenie puszczając kierownicę roweru z zaufaniem i wiarą, że tym razem będzie najlepiej. No i warto to robić, bo z każdego doświadczenia wyciągamy to co najpiękniejsze i poznajemy siebie i innych jeszcze lepiej.
Czas na statku odczuwany jest zupełnie inaczej. Zacierają się godziny i dni, zwłaszcza gdy wchodzimy w białe noce ten czas, w którym słońce zachodzi tak jakby bez przerwy, przestaje mieć znaczenie.
Ja jestem przygodą w ludzkim ciele. Mój umysł na morzu czuję się wolny i spokojny. Czasami jak ptak czuję, że nie chce nigdzie wracać tylko zawsze być w podróży.
Gdy przez kilka dni krajobraz zmienia się tylko ze względu na pogodę tzn. raz jest słońce, a następnego dnia wszystko zanurzone w gęstej, mglistej pianie, to nagle po tych kilku dniach gdy zaczynasz widzieć ląd to jak wychodzenie z medytacji, w którą wchodzisz z negatywnymi emocjami a na wydechu budzisz się z wdzięcznością. Twoja perspektywa, twoja narracja, twoje nastawienie zmienia się. Gdy dochodzi do wewnętrznej transformacji nagle to gdzie jesteś przestaje mieć znaczenie. Jednak czasami jest odwrotnie. Czasami to krajobraz wyciąga Cię z melancholii.
bo zadając pytanie o sens życia odpowiedź masz na wyciągnięcie ręki… Chyba, że wszystko już widziałeś i wszystko już wiesz.